Nie jestem Charlie
Ja NIE jestem Charlie. To wstyd przypinać sobie kartki z głupim napisem i identyfikować się z czasopismem, które naruszało nie tylko dobry smak, ale również prawo. Gdyby Czytelnika ogarnęły wątpliwości co do przestępczej działalności wspomnianego organu prasowego, to wystarczy sięgnąć po Kartę Praw UE, czytamy tam
Artykuł 21
1. Zakazana jest wszelka dyskryminacja w szczególności ze względu na płeć, rasę, kolor skóry, pochodzenie etniczne lub społeczne, cechy genetyczne, język, religię lub przekonania, poglądy polityczne lub wszelkie inne poglądy, przynależność do mniejszości narodowej, majątek, urodzenie, niepełnosprawność, wiek lub orientację seksualną.
Artykuł 22
Unia szanuje różnorodność kulturową, religijną i językową.
Przypuszczam również, że postępowa redakcja jeszcze bardziej postępowego tygodnika nigdy nie krytykowała pederastów ani lesbijek.
Tyle na wstępie. Mamy tutaj dwie strony tego medalu. Z jednej naruszanie pewnych świętości, których nigdy nie powinno się naruszać. Z drugiej mamy Francję, jej historię i pewien STANDARD wolności słowa, który TAMŻE jest traktowany jako stan normalny. Stan ustalony przez setki lat i będący dla tamtego społeczeństwa normą. Pojawia się pytanie: czy wolno osobom przybyłym jako imigranci (goście) wymuszać zmiany w społecznych standardach, bo im się tutaj to nie podoba? Odpowiedź może być prosta: jak wam się nie podoba we Francji, to po co tutaj jesteście? Odpowiedzialny człowiek przyjeżdża, rozgląda się, widzi, że tu mi się nie podoba i wyjeżdża. Jak muzułmańskim imigrantom się nie podoba, to mogą wracać do siebie. Z radością ucałują ojczystą ziemię i z pewnością będzie im się podobało.
Możemy jednak spojrzeć na tę sprawę inaczej. Otóż każde państwo ma prawo prowadzić własną politykę imigracyjną. Oczywiście to są tylko słowa, bowiem „nowoczesne” i „europejskie” państwo chyba nie ma w praktyce takiego prawa, bo siły Postępu nie pozwalają na ograniczanie imigracji, ze względu na walkę z rasizmem. Załóżmy jednak, że państwo może prowadzić politykę imigracyjną, choćby dlatego, że tak być powinno. Zatem ani rząd, ani społeczeństwo nie zrobili nic, gdy ilość Muzułmanów wzrastała. Społeczeństwo olewało problem, a rząd chował głowę w piasek, wyzywając od faszystów tych, którzy mówili, że źle się dzieje. Nie robili nic i ilość Muzułmanów sięga teraz we Francji 5-10%, a lokalnie może nawet i więcej. Zatem może już nie są oni takimi gośćmi jak byli na początku? Skoro Francja przyjmowała ich bez zastrzeżeń, zaś tubylcom (celowo nie używam słowa naród) nie przeszkadzała ich ilość i wyznanie, to może po przekroczeniu pewnej bariery NALEŻY USZANOWAĆ prawa gościa? Oczywiście oznacza to zmianę przyzwyczajeń tubylców. Tubylcy chcieli mieć multi-kulti, to mają. Teraz trzeba zapłacić cenę tej polityki i nieco się posunąć, czyli zacząć szanować prawa gościa.
Jest oczywiście jeszcze trzecie spojrzenie na cały problem organu prasowego o nazwie Charlie Hebdo. Być może mamy obecnie w Unii Europejskiej do czynienia z państwami bez zasad i bez polityki. Państwami, które istnieją jedynie poprzez eksponowanie oznak władzy, ale realnie dysponującymi władzą coraz mniejszą. Takie „nowoczesne” i „europejskie” państwo ma normy elastyczne i mówi do swoich obywateli
Jeśli pozwalają ci pluć na siebie, to pluj i korzystaj z wolności słowa, którą to przecież jako państwo ci gwarantujemy. Jeśli nie pozwalają tobie pluć na siebie i mówią, że ciebie zabiją, to nie pluj i korzystaj z prawa do życia, które również jako państwo ci gwarantujemy.